Na razie dostępnych jest pięć wywiadów. Trzy z Kirkiem, który opowiada o S&M (choć nie tylko). Oraz dwa które odgrzebałem z Thrash'em All z Hetfieldem i Newstedem (ten drugi o Load!). Oczywiście na tym nie poprzestanę, z czasem umieszczę więcej wywiadów. Oto na razie dostępna jest ta piątka:
Wywiad z Kirkiem Hammettem udzielony 3 PR
R: Skąd wziął się pomysł, że zespół heavymetalowy nagrał album z orkiestrą symfoniczną? Czy pomogła w tym Apocaliptyca?
Kirk Hammett: Mimo, że wygląda na to, całość została zainspirowana Apocaliptycą pomysł nagrania płyty z orkiestrą wyszedł od Micheala Kamen'a zaproponował nam on to około dwóch lat temu przekonywał, że nasza muzyka jest zbliżona do brzmienia orkiestry symfonicznej, jest podobna w sposobie pisania nagrań do tego co robili kompozytorzy muzyki poważnej. Zapytał też wtedy czy jesteśmy tym zainteresowani? Oczywiście, że byliśmy. Zebraliśmy się razem daliśmy mu listę utworów, Kamen wrócił z nią sześć miesięcy później. Miał też gotową aranżację zagraną na smyczkach. My z kolei wskazaliśmy mu, które piosenki naszym zdaniem będą do tego pasować, a które nie. W ten sposób przygotowaliśmy nagrania na tą płytę.
R: Oczywiście musiało się pojawić pytanie co sprawiło największą trudność podczas nagrania wspólnej płyty orkiestry symfonicznej z zespołem heavymetalowym ?
K.H.: Najwięcej kłopotów mieliśmy z ustawieniem poziomu głośności podczas grania na jednej scenie z orkiestrą symfoniczną, tak by jej nie zagłuszyć. Zdecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyprowadzenie naszych wzmacniaczy za scenę, podłączenie ich pod osłuchy pod scenie, ale w taki sposób by cały odsłuch słyszeć w słuchawkach. Dzięki temu mogłeś dokładnie słyszeć wszystko. W ten sposób udało się nam ten problem rozwiązać. Nie było natomiast kłopotów muzycznych, ponieważ całą pracę odwalił za nas Michael Kamen, który wszystkie utwory dokładnie rozpisał. Podczas nagrywania orkiestra symfoniczna podążała za nami a Michael Kamen dyrygował i nami i nimi. Ale to i tak było znacznie łatwiejsze niż jeszcze jedna rzecz. Ponieważ kolejnym problemem było zmiksowanie materiału. Przyzwyczajeni byliśmy do miksowania czterech ludzi w zespole. A tym razem zmuszeni byliśmy do zmiksowania grup instrumentów.
R: Oczywiście na płycie S&M pojawiły się także nowe nagrania. Zapytałem (nie ja tylko redaktor trójki prowadzący wywiad - przyp. aut.) Kirka czy były one napisane specjalnie na tą okazję? Na nowy album Metalliki.
K.H.: Tak. Te piosenki miały nie więcej jak dwa tygodnie gdy je nagrywaliśmy. Dla nas stanowi to różnicę, przyzwyczajeni jesteśmy do przygotowywania utworów przez około osiem-dziesięć miesięcy. Tak by mogliśmy je na bieżąco zmieniać. Dodać na przykład partię gitary. Ja zwykle mam więcej czasu na przygotowanie solówek. Tym razem wszystko co mieliśmy to piosenki, dwie piosenki, które zapisaliśmy, dodali partię gitary i były zrobione. Potem daliśmy je Michael'owi Kamen'owi, który aranżację na orkiestrę symfoniczną napisał w trzy dni! Co dla mnie jest niesamowite. W ten sposób piosenki te powstały dzięki współpracy orkiestry symfonicznej i Metalliki.
R: Zapytałem Kirka, nawiązując do koncertu który odbył się 1 czerwca w Warszawie na stadionie Gwardii. Powiedziałem, że ten koncert w dużej części składał się z utworów, które pochodzą z lat osiemdziesiątych. Nagranych w stylistyce, którzy niektórzy nazywają Trash Metalem i zapytałem Kirka czy związku z tym należy się spodziewać, tego że zespół powróci do tej właśnie stylistyki.
K.H.: Nie. Na pewno nie interesuje nas powrót do jakiegokolwiek brzmienia, które osiągnęliśmy w przeszłości.
R: Jak będzie zatem wyglądała muzyka Metalliki w przyszłości?
K.H.: Nie jesteśmy pewni jak będzie wyglądała przyszłość. Ale na pewno będzie w tym dużo energii, agresji. Na pewno będzie to Metallika. Ale naprawdę, naprawdę nie wiemy jak to będzie brzmieć, ponieważ nigdy tego nie wiemy dopóki nasza czwórka nie zabierze się do pracy. Mogę ci jednak powiedzieć, że będzie to kompletnie inne od wszystkiego co zrobiliśmy w przeszłości. Zgodziliśmy się w zespole, że ten album S&M zamknie pewien etap w naszej muzyce. Etap, który przypadł na lata dziewięćdziesiąte. To ostatni rozdział historii, którą rozpoczął Black Album a zamyka właśnie S&M. Nowy album coś rozpocznie będzie początkiem. Musimy zobaczyć gdzie nas to zabierze. Wszyscy mamy pewne już muzyczne pomysły, cele, dążenia. Jesteśmy tez ciekawi co nowoczesna technologia może zaoferować nam, naszemu brzmieniu. Musimy rozpocząć pracę i zobaczyć co z tego wyniknie.
R: Następne pytanie dotyczyło po części Carlosa Santanę. Otóż Carlos Santana powiedział o Kirku Hammlettie, że jest to jeden z nielicznych przykładów ludzi, którzy nie są zmarinowani przez showbisnes. To, że sprzedali miliony płyt nie zmieniło go nawet w calu. Zapytałem Kirka co o tym myśli?
K.H.: Mniej więcej to mogę powiedzieć o nim. Jest niezwykle utalentowanym człowiekiem. Poza tym pochodzi mniej więcej z tej samej dzielnicy San Francisco co ja. Dzielnicy przemysłowej, w której mieszka bardzo dużo ludzi pochodzenia latynoskiego. Nie mogę nazwać tego gettem, ale to określenie jest niezwykle zbliżone do tego co tam się dzieje. Nigdy nie zapomnę tego co znaczy pochodzić z tej okolicy, co znaczy nie mieć pieniędzy, domu, ładnego samochodu. Wiem jakie to wywołuje to uczucia. Ale nigdy nie starałem się też trzymać z daleka od tego miejsca. Staram się to pamiętać. W związku z tym wszystko co się dzieje nie zmieniło mnie w zbyt wielkim stopniu. Myślę też, że Carlos Santana podchodzi mniej więcej w ten sam sposób do tego ma podobne do mnie korzenie, też odniósł ogromny sukces. Jest niesamowitym gitarzystą, naprawdę lubię jego nowy album. Carlos gra na nim z niesamowitym ogniem. Carlos poprzez lata w wielkim stopniu wpłynął na mój styl grania.
R: Następne, ostatnie już pytanie dotyczyło kwestii, która interesuje bardzo dużą rzeszę fanów Metalliki. Jak to naprawdę jest wewnątrz tego zespołu, czy to prawda, że Lars Urlich perkusista i autor większości kompozycji i James Hetfield, który też komponuje, a także komponuje dominują w zespole.
K.H.: Nie powiedziałbym, że oni dominują. Lars w dużym stopniu zajmuje się naszymi interesami, ale tylko dlatego, że po prostu ma do tego głowę. A Metallica to zespół Larsa i Jamesa i w tym sensie oni dominują. Oni rozpoczęli istnienie zespołu. Ale kiedy mamy decydować kiedy, w którą stronę pójdzie zespół. Wtedy w zespole panuje demokracja. Ale cały czas pamiętaj, że bez Larsa i Jamesa nie byłoby tego zespołu. Kiedy ja dołączyłem do zespołu, a potem Jason Newsted dołączył do niego mogliśmy mieć uczucie, że to oni zdominowali naszą grupę. Ale jako całość jeśli ja czegoś nie chcę robić mówię im, i Jason nie chce czegoś robić też mówi nam. Zawsze wtedy siadamy i wszystkie problemy omawiamy. Układ nasz jest niezwykle otwarty. Oni nie robią nic bez przedyskutowania z nami. Jest wiele zespołów takich jak np.: The Sasd Panking gdzie Billy Colgan po prostu robi coś i nie dba o to co inni w zespole o tym pomyślą. Metallica nie jest tego typu grupą. Jeśli Lars lub James zrobili by coś takiego bardzo ale bardzo bym się wkurzył.
UWAGA: Wywiad został udzielony Trzeciemu Programowi Polskiego Radia dnia 15 listopada 1999r
Wywiad z Kirkiem udzielony RMF FM
R: Jesteście w Europie z dość szczególnego powodu wydajecie nową płytę, nie jest to taka zwykła płyta.
K.H.: Zgadza się , w żadnym razie nie można powiedzieć, że jest to zwykły album. Na płycie postanowiliśmy zagrać z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej z San Francisco. I właśnie przez to nie można powiedzieć o tej płycie, że to nowa Metallica, ani album, na którym zarejestrowano koncert na żywo. To zupełnie inna płyta, niestandardowa. W sumie sam nie wiem jak to nazwać to po prostu nasz kolejny album.
R: Kto wymyślił, że zagracie z 78 orkiestrą?
K.H.: To oczywiście pomysł Michaela Kamen'a, przekonał nas do tego pomysłu dwa lata temu. Spytał czy chcielibyście zagrać z orkiestrą a my zgodziliśmy się bo Metallica cały czas szuka nowych pomysłów. To słychać na nowej płycie zupełnie odmiennej od poprzednich. Potraktowaliśmy ten pomysł jak nowe wyzwanie. Michael Kamen zwrócił nam też uwagę komponujemy też kawałki w zupełnie podobny sposób jak to robili klasyczni kompozytorzy. Dlatego naszą muzykę było łatwiej przełożyć na kawałki dla orkiestry symfonicznej. Nie wszystkie zespoły mają taką możliwość nam się udało i wydajemy nową płytę.
R: Na płycie są też dwa nowe utwory No Leaf Clover i -Human. Czy mamy spodziewać rewolucji czy starej dobrej Metalliki?
K.H.: No Leaf Clover to melodyjny, wpadający w ucho utwór. Położyliśmy nacisk na słowa i melodie. Human jest bardziej ciężki, wolniejszy. Wolniejszy ale cięższy. Obie piosenki napisaliśmy zaledwie na dwa tygodnie przed zagraniem z orkiestrą i powtórzę, ze zaangażowaliśmy się w to przedsięwzięcie. Wyszła z tego zupełnie nowa jakość, coś innego niż dwadzieścia innych starych kawałków, które są na płycie. Ale nie chcę tego oceniać w kategoriach czy to rewolucja czy nie. Zdaję sobie sprawę, że ludzie będą pytać czy w tym kierunku pędzie podążać Metallika, ale ja bym tak nie powiedział. Moim zdaniem to ciągle Metallika lat dziewięćdziesiątych, to jeszcze nie Metallica w nowym milenium.
R: Opowiec jak to było z wami. Najpierw heavymetalowy band i takie kawałki jak Whiplash. Potem komercyjne utwory u nas grane. A teraz orkiestra symfoniczna.
K.H.: Bez przesady nie graliśmy aż tak bardzo komercyjnych kawałków. To ludzie Imeila liczyli, że to co zrobimy będzie komercyjne. Powiem tak to bardziej media nas komercjalizują niż my swoją muzykę. Tak jak powiedziałem szukamy nowych możliwości, żeby robić coś nowatorskiego. W swojej karierze robiliśmy przeróżne rzeczy objechaliśmy świat, nagraliśmy masę płyt, które odniosły ogromny sukces. A potem był ten pomysł z orkiestrą. Pomyśleliśmy czemu nie. Brzmiało zabawnie i ciekawie. Było to po prostu nowe wyzwanie dostaliśmy szansę i postanowiliśmy ją wykorzystać.
R: Wspomniałeś o nowym tysiącleciu, jakie ono będzie dla Metalliki?
K.H.: No cóż zaczniemy nowe tysiąclecie od urlopu. Potem wejdziemy do studia bo na wiosnę roku dwutysięcznego zaczniemy pracę nad nowymi kawałkami nie robiliśmy tego od 95. roku od płyty Load potem było tylko ReLoad. Nie możemy się już doczekać żeby się zebrać i komponować nową muzykę. Ciągle nie wiemy w jakim kierunku pójdziemy w XXI w. Przekonamy się o tym dopiero gdy nagramy coś nowego. Wtedy może znajdziemy jakiś klucz, pomost. Mogę spokojnie powiedzieć, że nowa płyta która jeszcze nie istnieje wyznaczy brzmienie Metalliki na co najmniej dziesięciolecie.
R: A jak będziecie świętować Sylwestra?
K.H.: W Sylwestra będziemy w miejscowości Pontiac, Mischigan, konkretnie gramy tam koncert w San Macropoland, będzie tam między innymi Kid Rock. Sylwestra spędzimy w towarzystwie siedemdziesięciu tysięcy najbliższych przyjaciół.
R: Jak teraz mają się wasze poglądy do tekstów?
K.H.: Moje poglądy traktuję jako sprawę prywatną. Zmieniliśmy nasze podejście do polityki. Teraz muzyka to dla nas wyłącznie sztuka. My nie traktujemy muzyki jako naszej tuby propagandowej. Nie mieszamy polityki z muzyką. Poza tym nasza cała czwórka ma zupełnie inne poglądy. Jeżeli zadasz naszej czwórce pytanie o poglądy polityczne otrzymasz cztery różne odpowiedzi. Dlatego właśnie uciekamy od polityki, są inne zespoły które się tym zajmują i dobrze im to wychodzi. Dlatego im to zostawiamy, my już zrezygnowaliśmy z mieszania muzyki z polityką. Kiedyśmy to już robili, teraz jednak przez muzykę chcemy wyrazić coś zupełnie innego.
R: Macie na koncie 60 mln sprzedanych płyt, cztery nagrody Grami jak się czujecie jako gwiazdy?
K.H.: Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę robić w życiu to co naprawdę kocham czyli grac. To wielkie szczęście bo umiem tylko grać, a przy okazji wychodzi mi to najlepiej. Oczywiście mój zawód wymaga wielu poświęceń, nie jestem w domu tak często jak powinienem, chciałbym spędzać więcej czasu z rodziną. Ale na razie to niemożliwe i nie mam czegoś takiego jak czas dla siebie. Kiedy sprzedaje się ponad 60 mln płyt każdy chce wiedzieć kim jesteś. Sęk w tym, że ja nikogo nie znam.
R: Graliście już w Polsce, co pamiętasz na temat polskich fanów?
K.H.: Są bardzo zaangażowani, świetnie znają naszą muzykę. Są wielkimi entuzjastami, mają dużo energii a my to bardzo lubimy. Bo kiedy publiczność podczas koncertu pokazuje jak bardzo nas kocha od razu gra nam się lepiej. To oczywiście wspaniałe, uwielbiam przyjeżdżać do Polski macie cudowny kraj, uwielbiam pić tą wódkę i dobrze się bawić.
R: Prawie nigdy w wywiadach nie mówicie o życiu prywatnym, no może Lars robi wyjątki, czy chcecie trzymać życie prywatne zdalna od mediów i show biznes?
K.H.: Staramy się nie wchodzić w strony prywatne, bo jak już raz odpowie się na jakieś pytanie to potem pytania się nie kończą. Ludzie pytają, pytają i jeszcze raz pytają. Dlatego trzeba dać jasno do powiedzenia, że życie prywatne to życie prywatne i już. Kiedyś był jakiś czas, że każdemu mogłeś powiedzieć o sobie dokładnie wszystko. Ale potem to się zmieniło, zacząłem bardzo strzec mojej prywatności.
R: U nas szykuje się zima opowiedz jak jest u was - w San Francisco.?
K.H.: Co do zimna w San Francisco też jest zimno, tam zresztą zawsze jest zimno. Może mamy miesiąc w roku dobrej pogody. Mieszkamy blisko zatoki, Pacyfiku wieje tam zimny wiatr i jest tam wieczna mgła. Wielu ludzi uważa, że w San Francisco to piękne miejsce, w pewnych aspektach tak oczywiście jest. Ale tam jest zupełnie inaczej niż w południowej Kalifornii. Na południu jest non-stop piękna pogoda a w San Francisco jest zimno. Jedyna różnica między Polską a San Francisco to ta, że u was pada śnieg, a w San Francisco nigdy.
UWAGA: Wywiad został udzielony radiu RMF FM.
Wywiad z Kirkiem Hammetem udzielony Polityce
R: Metallica to zespół, który każdemu kojarzy się z łomotem, zgiełkiem i gitarową rewolucją, a teraz gra z filharmoniczną orkiestrą... Czym to wytłumaczyć? K.H.: Chyba tym, że zawsze poszukiwaliśmy nowych dźwięków, nowej estetyki, nawet wtedy, kiedy uważano nas za synonim metalowego łomotu. Graliśmy przecież łagodne ballady, śpiewaliśmy nie tylko o końcu świata, ale też o miłości. Nasza ostatnia płyta to prosta konsekwencja wcześniejszych poszukiwań. R: Nie było trudności z dostosowaniem się do wymogów koncertu filharmonicznego? K.H.: Nie było. Wytłumaczył to nam Michael Kamen, znakomity kompozytor, aranżer, główny twórca i pomysłodawca całego przedsięwzięcia. Powiedział, że mamy grać jak zawsze, ale dodatkowo dostajemy szansę, żeby odnaleźć się w lawinie dźwięków, które dla naszych fanów są w zasadzie obce. Wytłumaczył, że jako rockmani możemy się w tych dźwiękach odnaleźć. Nie ma różnicy między hałasem mojej gitary a ostrą partią smyczków z Wagnera. R: Coś dziwnego jednak się staje. Paul McCartney komponuje symfonię, Sting walczy o świeże powietrze w Puszczy Amazońskiej i gra z jazzmanami, Metallica wchodzi w alians z muzyką symfoniczną. Może jest tak, że rock wyczerpał już swoje możliwości? K.H.: Nieprawda! Mam zupełnie inne wrażenie. Ludzie, którzy grają muzykę klasyczną, teraz właśnie poszukują inspiracji w pogardzanym kiedyś prostym rock'n'rollu. Wcale mnie to nie dziwi, bo wiem, że dawno temu blues i jazz były inspiracją dla Gershwina. Metallica nie jest może aż tak inspirująca, ale kilkanaście lat temu zyskała opinię głównej kapeli heavy-metalowej i współcześni kompozytorzy muzyki poważnej nie mogą tego faktu pomijać. Rock, choć opiera się na kilku prostych chwytach gitarowych i równie prostych uderzeniach bębnów, wcale nie wyczerpał swoich możliwości. Dowiadujemy się o tym zawsze, kiedy słyszymy artystów z Afryki, ale co jakiś czas pojawia się ciekawy zespół ze Stanów albo z Europy. R: Muzyka rockowa to, jak mi się wydaje, muzyka buntu, walki, niepogodzenia ze światem. Kiedy grasz i komponujesz, co jest ważniejsze - spontaniczność czy precyzja? K.H.: Każdy, kto chce grać rocka dobrze, musi być jednocześnie spontaniczny i precyzyjny. R: Jasne, tyle że jest różnica między gitarą Hendrixa i gitarą Segovii... K.H.: Ależ wiem, że istotą rocka jest spontaniczność, improwizacja, wiem, że gitara elektryczna to symbol innej kultury niż viola da gamba albo dostojny kwartet smyczkowy. Tak się składa, że brałem nauki w szkole muzycznej, uczyłem się gry na gitarze klasycznej. Bardzo to lubię, ale przecież kiedy gram na głośnej, elektrycznej gitarze, widzę ze sceny, że ludzie nie muszą być ogłuszani, że mogą to, co gram, słyszeć tak, jakby słyszeli subtelne dźwięki orkiestry kameralnej. Inną sprawą jest myślenie o muzyce, aranżacja, kompozycje, wyobraźnia. Wtedy muszą otwierać się wszystkie możliwości, wtedy ja sam muszę być spontaniczny. A potem? Potem muszę grać dokładnie według partytury. Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z muzyków rockowych naszych czasów mógł pozwolić sobie na brak dyscypliny. Ludzie, którzy słuchają, zawsze wyczują fałsz, pomyłkę, muzyczny analfabetyzm. Gitara to naprawdę niełatwy instrument.
R: Ale przecież, kiedy Metallica startowała, jej fani zachwycali się wyłącznie ostrym rytmem, brzmieniem metalowej gitary i każdy z nich dałby się pokrajać za ten czad, a nie jakąś tam artystyczną doskonałość.
K.H.: To prawda, w latach 80., kiedy młodzi ludzie byli fanami punkowej i metalowej rewolucji, gitarzystom nie przychodziło do głowy, żeby grać jakieś skomplikowane partie i zachwycać tym koneserów. Miało być głośno i trzeba było śpiewać o rzeczach, które każdy w lot pojmował. Metallica była taką właśnie kapelą. Ale później wszyscy dorośliśmy, zestarzeliśmy się. To zresztą nie tak, że nagle powiedzieliśmy sobie „OK, koniec buntu". Po prostu zauważyliśmy, że te same cele osiągać możemy inaczej. Na przykład przez refleksję nad dźwiękiem, nawet hałasem. Dojrzeliśmy do tego my jako zespół, dojrzeli do tego nasi fani. R: Fani waszego zespołu tworzyli subkulturę - chłopcy z długimi włosami, obcisłe dżinsy, ćwieki na skórzanych kurtkach. Musieliście przecież o tym wiedzieć, respektować to albo odrzucać. Mam wrażenie, że wcale was to nie obchodziło? K.H.: Ja sam chciałem kiedyś pokazać światu, że mam już dość, że jedyne, co mogę zrobić, to wykrzyczeć tę swoją młodą nienawiść, to grać na gitarze tak, jakbym strzelał z karabinu. No nie, ciągle jestem jednak na tyle młody, że wiem o swoich szansach, i na tyle stary, żeby nie być tak naiwny. Muzyka chyba nie zbawi świata, nawet jeśli grałbym ją bardzo głośno. Zrozumiałem, że większą siłą jest magia muzyki, dokładnie taka, jaką odkrywał Jimi Hendrix. Jego koncert na Isle of Wight to było coś niezwykłego. Byłem za młody, żeby w nim uczestniczyć (mam 37 lat), widziałem go tylko na wideo, ale ludzie, którzy słyszeli Hendrixa w 1969 r. na festiwalu w Woodstock, moi sporo starsi przyjaciele do dziś nie mogą spać spokojnie. Nie wiem, czy jest jakaś metalowa subkultura napędzana muzyką Metalliki, ale wiem, co to znaczy, kiedy młody człowiek, na przykład twój syn, gra na takiej samej gitarze jak grał Jimi Hendrix. Nawet tak błaha rzecz jak leworęczność gitarzysty może okazać się ważna. R: A metal, ta dziwna, bo najostrzejsza i najgłośniejsza chyba odmiana muzyki rockowej, jest jeszcze rzeczą ważną? K.H.: Teraz myślę, że najważniejsza jest muzyka, wszystko jedno czy nazwiesz ją metalem, czy czymkolwiek innym. Metallica gra muzykę po prostu. Mam nadzieję, że nie jest to najgorsze, co moglibyśmy robić. R: Trzy razy byliście w Polsce, ale też odwiedzaliście z koncertami Węgry, Czechy. Wygląda na to, że amerykański zespół Metallica szczególnie polubił tę część Europy? K.H.: Mamy tu swoją publiczność, w dodatku taką, która naprawdę czuje, co gramy. Udało nam się sprzedać tutaj sporo naszych płyt. Wiem, że teraz płyty Metalliki dobrze się rozchodzą na czarnym rynku w Chinach. Tam też będziemy. Rozmawiał MIROSŁAW PĘCZAKUWAGA: Wywiad został udzielony tygodnikowi Polityka (nr 50, 11.XII.1999r.)
R: Czy są ludzie, którzy nie rozumieją Metalliki w latach 90-tych?
James Hetfield (JH): Niektórzy mają tendencję do przeanalizowania tego wszystkiego. Trochę ich nawet rozumie, bo wiem, że ciężko jest położyć obok siebie dwa albumy, po tym jak nie istnieliśmy dla nich przez 5 lat. Ale my podróżowaliśmy drogą, a wielu fanów załapało się na odrzutowce lecące do teraźniejszości. Zresztą graliśmy koncerty i wiedzieliśmy co się działo. Ciężko jest zaakceptować zmianę szczególnie gdy są one tak drastyczne. Dla nas nie jest to zmiana. To coś bardziej naturalnego. Nie istnieje żaden schemat ani plan. Wszystko dzieje się naturalnie i przez to wiele osób martwi się o "ich Metallikę". Jakoby nie było, dla wielu z nich byliśmy częścią życia, czymś prywatnym. Nowy album (Load - webmaster) będzie jeszcze cięższy do zaakceptowania. Ale jeśli ktoś jest naszym prawdziwym fanem podąży za nami przez dobre i przez złe. Niektórzy będą musieli walczyć ze sobą aby pozostać, ale wystarczy tylko posłuchać muzyki i poczuć że jest uczciwa i spójna. I to właściwie jest Metallika. Myślę, że wiele osób i tak to rozumie.
R:Czy rzeczywiście odczuwacie takie same wibracje podczas "Until It Sleeps" jak podczas, na przykład, "For Whom the Bell Tolls"?
JH: Nie wiem. Nie pamiętam. Wyjście na scenę, to tylko się liczy. Kiedy jakiś utwór jest obok innego i wokół jest zamieszanie, być może jest to to samo odczucie. Kiedy gra się w studio jest trudniej. Kiedy kręciliśmy wideo do "Until It Sleeps" pomyślałem, 'shit, ten kawałek ma w sobie tyle gniewu'. Naprawdę byłem nakręcony robiąc ten klip.
Jason Newsted (JN): Są ludzie, którzy lubią tylko stary materiał, albo chcą abyśmy grali wyłącznie szybko - jest przecież tyle innych zespołów, które grają dokładnie tak jak oni chcą. Niech ich słuchają. I nie chodzi o to, że to my wkurzamy się na nich, albo oni na nas ponieważ nie zagraliśmy pięćset kilometrów na godzinę. Robią to inni. Proszę słuchajcie ich. Jeśli lubicie nasz materiał to świetnie. Jeśli nie, to też OK.
R: Czy nie czujecie się uwięzieni pod nazwą Metallika?
JH: Do diabła, nie!
JN: Tylko my sami moglibyśmy się w niej uwięzić. Ale przecież cały czas wyrywamy się z narożnika. Kiedy oni zakładali ten zespół, było przecież tyle innych, które pozostały takie same. I ich płyty są też kupowane i ludzie przychodzą na ich koncerty. Metallika cały czas się z tego wyrywa. Gdyby ktoś nie wiedział o nas nic i usłyszał "Mama Said", na pewno by go on zaszokował, bo przecież Metallika powinna być mocna. Jeśli ktokolwiek, tylko my sami mogliśmy się uwięzić, ale definitywnie tego nie zrobiliśmy
R: Jak to się stało, że Metallika przetrwała lata 80-te?
JH: Myślę, że nie byliśmy zadowoleni z tego, gdzie byliśmy. Są zespoły, którym z tym dobrze. Kochają to co robią i nie lubią zmian - boją się ich. Po prostu lubią jakimi są. I to jest w porządku. My za to mamy coś w dupie, co pcha nas do przodu. I cały czas to robimy. 'Zróbmy coś innego. Nuda. Chodźmy gdzieś'. Taki głód był w nas od pierwszego dnia powstania zespołu. I do tego jeszcze czysta uczciwość, prosto z serca. Oto co robimy. Nie ukrywamy niczego. Nie stawiamy żadnych zasłon dymnych. Nie oszukujemy nikogo. Gramy muzykę dla siebie i jeśli się ona komuś podoba, to dobrze. Jeśli samemu się nie jest się zadowolonym, jest niemal niemożliwe, aby uszczęśliwić innych ludzi. Są zespoły, które usiłują to robić i same się zaplątują w obsesję domyślania się co myślą ludzie. My nigdy tego nie robimy.
JN: Kiedy już raz wejdzie się w taki kołowrót, nie ma z niego wyjścia. A życie w nim jest raczej krótkie. Dlaczego zresztą mielibyśmy zadowalać wszystkich dookoła? Przesłaniem zawsze było robienie tego co się chce, bycie samym sobą. Każdy ma swój filtr i postrzega życie na swój sposób. Być sobą - to jest to.
R: Czy brakuje wam kultowego statusu?
JN: Wydaje mi się, że ciągle go posiadamy.
R: A co z Lollapaloozą i 'alternatywą'?
JN: My zawsze i tak byliśmy inni. Na początku kiedy oni rozpoczęli, ciągle byli alternatywni. Czas mijał, gitary się zaróżowiły, skórzane spodnie zwęziły, a włosy nastroszyły, a Metallika i tak była gdzieś indziej. Ciągle robiliśmy swoje - byliśmy alternatywą. Zresztą, kiedy o tym pomyślisz i tak to nic nie znaczy. To jest po prostu letni festiwal w Ameryce Północnej. Zrobimy to co umiemy robić najlepiej, kiedy zagrają już wszyscy inni. A wszyscy którzy przyjdą zobaczyć którąkolwiek z kapel czy uczestniczyć w jakichkolwiek wydarzeniach - ich plus. Życzymy im dobrej zabawy. My będziemy robić to co zwykle.
JH: To nie oznacza, że coś rujnujemy. Od samego początku graliśmy podobne festiwale w Europie. Kiedyś graliśmy razem z Peterem Gabrielem, Lenny Kravicem i Neilem Youngiem. Takie festiwale istnieją cały czas, więc i ten nie jest dla nas niczym nowym. Ale ludzie i tak to analizują. Z powodu Lollapaloozy znowu jesteśmy nieco znienawidzeni. To chyba dobrze.
JN: Ludzie zbyt martwią się o to, jak być cool - elitą alternatywy. Ironicznie, niektóre z tych alternatywnych zespołów mają większe ego i pozę gwiazdy rocka niż ktokolwiek, kogo spotkaliśmy przez te wszystkie lata. To dziwny naród, który stara się prześcignąć siebie samego. Zwrócić na siebie więcej uwagi - ale co k...w z muzyką? Ich to nie obchodzi. Znowu więc idziemy pod włos. Ludzie którzy byli z Metalliką przez te wszystkie lata i którzy wiedzą o co nam chodzi, ciągle tam będą z nami. I znowu zgnieciemy ich na żywo tak jak zawsze robiliśmy. Oczekują od nas wiele - my sami oczekujemy od siebie bardzo wiele.
R: Jaki jest klucz do długowieczności zespołu?
JH: Dla mnie jest to w gruncie rzeczy muzyka. Wygląd i tym podobne tylko przeszkadzają. Ludzie wydają się rozpoznawać uczciwość i fakt, że jest ona w nas, i że nie mamy tego rockowego nastawienia. 'Gówno mnie to obchodzi'. Tak było przez te wszystkie lata i to jest nasz główny cel.
UWAGA: Wywiad został udzielony Thrash'em All (8/96)
R: Mija niemal pięć lat od momentu kiedy ukazał się przełomowo "czarny" album. Do dziś sprzedał się w 15 mln egzemplarzy i nigdy nie opuścił listy Billboard 200, stając się odpowiednikiem "Dark Side of the Moon" zespołu. Od jego wydania Metallika zagrała dwie wielkie światowe trasy dla ponad 6 mln fanów, wydała "Live Shit" box i miała bardzo mało wolnego czasu. Krótko mówiąc, Metallika miała wszystko co pozwoliło by jej na przebicie sławy i powodzenia poprzedniego wydawnictwa. Niemniej jednak, na początku 1995 zespół zaczął mówić o pełnym podwójnym albumie. Krążyły nawet plotki o ponad 30 utworach.
JH: Najcięższą rzeczą było nie pisanie, ale przerwanie go, ponieważ powstawało tak dużo materiału. Mieliśmy całe walizki taśm z riffami. Pięć lat taśm, przez które było trzeba przebrnąć. Na stole było tak dużo, a my musieliśmy upchnąć to na jeden talerz. I ta ilość była właśnie najtrudniejszą częścią zadania. Mogliśmy pisać dalej. Powiedzieliśmy sobie, że zatrzymamy się na dwudziestu utworach. Potem liczba podniosła się do 25, potem do 30. Pewnego dnia popatrzyliśmy się na siebie i powiedzieliśmy, 'Co my właściwie robimy?'. Ja nie byłem przecież w stanie napisać 30 tekstów, nie ma mowy!
JN: W kwietniu 1995, weszliśmy do studia z zamiarem nagrania 28 czy 29 utworów, które graliśmy już normalnie na wzmacniaczach. Ale gdzieś w październiku czy listopadzie podczas spotkania zdaliśmy sobie sprawę, że skoro 12 tracków na poprzedni album nagrywaliśmy przez rok, to teraz 29 zabierze nam 2,5! Do tego czasu i tak wydrapalibyśmy sobie oczy. Poza tym miało całe nowe pokolenie słuchaczy. A nam zależało, aby Metallika była żywa. Dla naszego dobra chcieliśmy ukazać ludziom o co nam chodzi. Trzeba było więc wszystko zmienić. Byliśmy w połowie nagrywania i postanowiliśmy zmienić cały plan. Nagraliśmy więc te wszystkie utwory na bębnach i tak dalej, a potem postanowiliśmy skoncertować na 14 i je umieścić na płycie. To było do zrobienia. Od tego dnia skupiliśmy się na nich i zaczęliśmy z tego punktu.
JH: Wyglądało na to, że z powodu takiej decyzji zajęło nam na nagrywanie bębnów. Zarejestrowaliśmy ścieżki bębnów do 30 utworów, a potem mieliśmy 2 miesiące aby skończyć resztę - wszystkie gitary, wszystkie basy, wszystkie wokale.
R: Metallika lat 90-tych jest bardziej porwana i rytmiczna, co kontrastuje ze zwartą i techniczną przeszłością. Podczas kiedy masy fanów wyczekują niecierpliwie na wygląd w nowy album, sam zespół widzi wyraźne różnice pomiędzy "Load" i "czarnym" albumem, który zaprowadził nazwę do każdego amerykańskiego domostwa.
JH: Wydawało się nam, że dokonaliśmy tego już na "czarnym" albumie. Ale jeśli porównać go do "Load", to okazuje się, że jest całe niebo różnicy. Tamten album był taki spięty i dopracowany. Nie chcieliśmy dotykać się do niczego co było już nagrane. Tak jakbyśmy zaczęli nakładać grube okulary, przez które nic nie było widać. Ale teraz zdecydowaliśmy się je zdjąć. Po prostu pozwoliliśmy, aby rzeczy biegły swoim naturalnym kursem, a muzyka sama się grała. Wejście do studia i granie na żywo to dopiero zabawa. Wchodziliśmy i bawiliśmy się, a w międzyczasie nagrywaliśmy bębny. Bawiliśmy się strukturami i różnymi małymi detalami, ale jednocześnie nie traciliśmy z oczu interglarności, tego całego mięsa. A potem zwijaliśmy wszystko razem.
JN: To zupełnie inny świat. Wchodzisz do studia. Płacisz pieniądze, aby stworzyć coś specjalnego. Głównie, aby napisać utwory, które są melodyjne i słuchane. I dokładnie tak się stało z tym albumem. Każdy z nas miał tym razem swoją działkę. Każdy miał możliwość wyrażenia siebie, złożenia swojego własnego popisu na każdym z utworów.
R: Load trwa ponad 70 minut, co czyni z niego najdłuższy album jaki kiedykolwiek nagrano.
JN: To tak dużo muzyki ile da się fizycznie umieścić na jednym krążku. Niektórzy ludzie byli nieco zaniepokojeni tą długością, ale w końcu wszystko zagrało bardzo OK. Myśmy tylko pchali przed siebie - tylko to robimy. Ale teraz kiedy już słuchamy całego albumu od początku do końca - jest OK. Zrobiliśmy to!
R: Hetfield przypomina sobie jedną sytuację tuż przed naciśnięciem guzika z napisem STOP.
JH: Wszystko poszło bardzo gładko i miałem już swoje cygaro przygotowane do zapalenia, czekając na ostatnią melodie. Wtedy Lars powiedział, 'wróćmy się i zróbmy coś tam' i mieliśmy półgodzinną dyskusję. W Metallica-land nic nie idzie łatwo. Zawsze jest jakieś szarpanie, tu i tam ale głównie po to, abyśmy sami czuli, że czegoś dokonaliśmy.
JN: Czasami sami gramy adwokatów diabła. Dla siebie samych. Staramy się upewnić, czy wszystko sprawdziliśmy i czy wszystkie pytania na które trzeba odpowiedzieć mają swoje odpowiedzi.
R: Czy trzynaście lat Metalliki to coś nierealnego?
JH: Bardzo
UWAGA: Wywiad został udzielony Thrash'em All (8/96)
| Strona Główna | Biografie | Dyskografie | Galeria | Mp3 |